|
|||||
|
|||||
"Twoja mowa Cię zdradza" Słowami z Ewangelii św. Mateusza chciałbym rozpocząć świąteczny artykuł. Nie tylko dlatego, że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i tak po prostu wypada, ale także dlatego, ze dzisiejszym świecie, którego pierwszy rok drugiej dekady XXI wieku właśnie mija, refleksja nad słowem, nad tym jak zwracamy się do drugiego człowieka jak się z nim komunikujemy, wydaje się warta zastanowienia, nie mniej niż nad spodziewanymi konsekwencjami ekonomicznego kryzysu w Europie. Dalszą cześć swojego wywodu rozpocznę znowu cytatem tym razem Jerzego Bralczyka, który w książce „Leksykon zdań polskich”, analizując błyskotliwą sekwencje J. Słowackiego zawartą w poemacie „Beniowski” - „Chodzi mi o to aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa”, stwierdza między innymi „Jeżeli nie czuwam dostatecznie nad tym, co mówię, jeżeli mówi wszystko co pomyśli głowa, jestem chory”. W pełni się z tym zgadzam. Jeśli posłuchać niektórych polityków, celebrytów, a także niejednego dziennikarza to odnosi się wrażenie, że już od dawna powinni poddać się leczeniu, a co najmniej badaniom profilaktycznym. Jeśli ktoś nie wierzy, odsyłam do artykułu Bartosza Janiszewskiego z marcowego Newsweek nr 9, „Cała Polska rzuca mięsem”, w którym autor stawia retoryczne pytania dlaczego powszechne oburzenie wywołują wulgaryzmy w strefie publicznej, skoro w Polsce przeklinają wszystkie grupy społeczne. Jednym słowem nie panują nad językiem, nie kontrolują samych siebie. Czy można nad tym przejść do porządku dziennego. Autor wspomnianego artykułu zdaje się lekceważyć a właściwie usprawiedliwiać to zjawisko, czy może pewna modę językową „Dziś kiedy przeklinam czuje, że niektórzy traktują mnie jak chama” - pisze B. Janiszewski mówiąc o tzw. strażnikach językowe moralności. Sam po trosze uważam się za takiego strażnika, ale nie chciałbym odpłacać pięknym za nadobne i obraźliwym słowem ubliżać popularnemu dziennikarzowi. Nikt nie jest święty i czasem przekleństwo wśród innych słów się znajdzie. Źle jednak, jeśli jest ono w publicznym obiegu, a używają go osoby które są wzorem dla pozostałych, zwłaszcza dla dzieci i młodzieży. Co więc robić, poprzestać tylko na świętym „oburzeniu”? Oczywiście nie! Prostą receptą jest pokazywanie dobrych wzorów językowych, których ciągle jest za mało w środkach masowego przekazu, a także w treściach nauczania. Niestety nie łatwo będzie sprostać temu postulatowi w najbliższej przyszłości w szkole, ponieważ ministerstwo edukacji narodowej planuje od najbliższego roku szkolnego 2011/2012 obniżenie ilości godzin nauczania m.in. języka ojczystego. Innym sposobem może być rzeczywiste przestrzeganie „Ustawy sejmowej o języku polskim” tj. rygorystyczne egzekwowanie rozliczanie z jej postanowień tych, tych która ona sama dotyczy. Kończąc swoje przedświąteczne językowe rozważania o roli istocie i wadze słowa w naszym życiu proponuje przedświąteczny rachunek sumienia z tego, jakim słowem na co dzień posługiwaliśmy się w naszym życiu. Czy było to słowo od serca a może były to skierowane do kogoś słowa prawdy? Łamiąc się opłatkiem przy wigilijnym stole, podzielmy się dobrym słowem! „A słowo stało się ciałem! I mieszkało między nami.” Wesołych Świat! Andrzej Pieczonka |