Tekst pochodzi ze strony: http://wiescgminna.chmielnik.pl

Wieść Gmina Chmielnik

 Wieść Gminna 3/2014

Islandia i Wyspy Owcze, czyli podróż do krainy żywiołów, elfów i trolli 



ISLANDIA - Czarne plaże w okolicach Viku

Wieczór był deszczowy i ponury, gdy 11 lipca tego roku wyruszaliśmy z Rzeszowa na 4 wyprawę w naszej dotychczasowej podróżniczej karierze. Potraktowaliśmy to jako dobry znak i zaprawę przed klimatem, jaki czekać nas miał u brzegów Islandii, która to - wraz z Wyspami Owczymi – stanowiła nasz tegoroczny cel. Wojażowe rzemiosło to dla nas nie pierwszyzna. Jako grupa podróżnicza wyprawybusem.pl zwiedziliśmy już miedzy innymi Europę Środkową, Zachodnią, czy też państwa leżące na Półwyskie Skandynawskim. W ekipie jest nas osiem osób, z czego połowa to mieszkańcy naszej Gminy Chmielnik.

Korzystając z dotychczasowych doświadczeń, w drogę wyruszyliśmy w ośmioosobowym składzie na pokładzie naszej „Maleńkiej” czyli poczciwego 26 letniego busa vw T3. Pokonaliśmy w sumie 7500 km samochodem i 4000 km promem w czasie 46 dni. Była więc to nasza najdłuższa eskapada, zarówno pod względem czasu spędzonego razem, jak i pokonanego dystansu. W naszym prywatnym odczuciu traktujemy tę podróż pod wieloma względami jako najlepszą z najlepszych wśród wszystkich wyjazdów, w których braliśmy udział. Zdecydowanie nie żałujemy i gorąco polecamy każdemu wizytę w tej cudownej krainie.

Inny świat

Naprawdę można poczuć, że Islandia jest odległym miejscem, jeśli nie leci się tam samolotem. Zwiedzanie tej cudownej wyspy rozpoczęliśmy od miejscowości zwanej Seyđisfjörđur. Tam właśnie przypływa prom linii Smyril Line - którym płynęliśmy w jedną stronę około 2 i pół dnia. W bardzo dużym skrócie, nasz plan zakładał podróż dookoła Islandii wzdłuż drogi numer 1 i wielu jej ciekawych odnóg, najpierw w kierunku północnym, potem przez fiordy zachodnie, okolice Reykjaviku, i przez Złoty Krąg z powrotem na prom. Ciekawych miejsc podczas tej eskapady do których mieliśmy okazje zawitać było mnóstwo i praktycznie każdy nowy dzień był dla nas pełny świeżych przygód. Już pierwszego dnia w Seyđisfjörđur i okolicach mogliśmy podziwiać cudowny fiord malowniczo wcinający się w ląd, kilkunastometrowy wodospad i ośnieżone wzgórza ponad miasteczkiem, przez które wiodła nasza trasa. Potem przyszła pora na pierwszy trekking do turkusowych jeziorek (Storud). Trasa była łatwa, a przy tym niezwykle malownicza. Za plecami ocean i czarne plaże, z przodu górska dolina, zaś u celu śnieg pokrywający dumne szczyty kryjące u podnóża właśnie owe turkusowe jeziorka. Specyficznego klimatu całemu krajobrazowi dodawał absolutny brak drzew, co akurat na tej wyspie jest zgoła normalne. Nic tylko iść i nie narzekać, zwłaszcza, że pogoda była piękna zarówno wtedy, jak i praktycznie przez cały nasz pobyt na Islandii.


ISLANDIA - jaskinia Grjotagja

Niedługo potem mieliśmy okazję podziwiać majestat przyrody ukazany pod postacią ogromnych wodospadów żłobiących imponujący kanion podobny nieco do tego z Kolorado. Mamy tu na myśli m.in. wodospady Detifoss oraz Selfoss. Ten pierwszy ma ponad 40 m wysokości i przelewa wręcz gargantuiczne ilości wody, drugi z kolei czterokrotnie niższy jest wyjątkowy, bo powstał wzdłuż biegu rzeki. Warto także podkreślić charakter okolicznego krajobrazu, który dość surowy przypominał momentami mniej więcej powierzchnię Księżyca. Po wodospadach przyszła też i pora na pierwsze wulkany, elektrownie geotermalne, pola lawowe czy siarkowe i gorące źródła. Widzieliśmy między innymi Kraflę oraz krater Vity, pachnące zapałkami Hverarond i Namafjall, zaś na dokładkę spędziliśmy wieczór wylegując się w gorącej rzece. Mieliśmy także okazję pobawić się w grotołazów w grocie Grjotagja, która z powodu bardzo ciepłej wody może służyć jako sauna.


ISLANDIA - nad jeziorem polodowcowym Jokulsarlon

W drodze na zachód widzieliśmy Hvítserkur, czyli ciekawą formację skalną do złudzenia przypominającą osiołka. Zawitaliśmy także do paru malowniczo położonych miasteczek: Ísafjörđur, Flateyri czy Patreksfjörđur. Poza tym obserwowaliśmy dzikie foki, a także, czego oczekiwaliśmy z utęsknieniem, po raz pierwszy na klifach Látrabjarg widzieliśmy maskonury. Te urocze, nieco „smutnodziobe” ptaki są takim bardzo charakterystycznym symbolem w Islandii jak bociany w Polsce. Nie zapomnieliśmy również od czasu do czasu o małych trekkingach. Jednym z ciekawszych było wejście na Kirkjufell, z którego szczytu widok był oszałamiający oraz wędrówka po plażach w okolicy Hellnar, gdzie można podziwiać spektakularne klify i wiele formacji skał o najróżniejszych kształtach. Szczególnie utkwiła nam w pamięci także jaskinia Surtshellir. Jej obszerne korytarze niekiedy mogłyby zmieścić w sobie całkiem spory budynek, zaś miejscami zwężały się tak bardzo, że trzeba było iść w stałym pochyleniu i uważać żeby nie zahaczyć o lodowe nacieki.

Będąc już bardziej w południowej części Islandii oczywiście zwiedziliśmy Reykjavik, choć nie zrobił on na nas wielkiego wrażenia. O pięknie tej wyspy decyduje w końcu jej dzika przyroda a nie ludzkie osady. Idąc tym tokiem rozumowania widzieliśmy potem gejzery, kolejne wodospady m.in. Skogafoss czy Gulfoss, a także czarne plaże Vik wraz z usytuowanym na nich kultowym wrakiem samolotu Dakota. Bardzo miło wspominamy także trekking po parku narodowym Skaftafell oraz tzw. lagune lodowcą – Jokulsarlon.

Ciągle pada

Na Wyspach Owczych przebywaliśmy tydzień. 3 dni siąpił deszcz, 2 dni było dżdżyście, zaś potem umiarkowanie ładnie. Mimo niesprzyjającej aury ostro wzięliśmy się za zwiedzanie. Widzieliśmy biskupstwo Kirkjubour, stare wioski Wikingów w Kviviku, styk jeziora Sorvagsvatn z oceanem czy parę jeszcze innych ciekawych miejsc. Weszliśmy również na najwyższy szczyt Slaettaratindur, zaś w Klasvik dwójka z nas miała okazję przelecieć się śmigłowcem. Bardzo spodobała nam się stolica, czyli Torshavn, która łączyła klasyczną starą, drewnianą zabudowę wraz z stosunkowo nowym budownictwem w zgrabny i elegancki sposób. Same krajobrazy z kolei bardzo przypominały szkockie widoki. Wszędzie można było ujrzeć szczyty i pagórki porośnięte soczystą, zieloną trawą, na której pasły się owce.

Czas jest względny

To, co dość mocno rzuca się na Islandii w oczy, to podejście ludzi do życia. Tam na wszystko jest czas i w zasadzie nic nie jest na tyle ważne, aby nie można było poczekać. Wioski i miasteczka są malutkie, zaś wśród mieszkańców nie tyle co poszczególnych osad, ale całej wyspy ciężko odnaleźć dwie niespokrewnione ze sobą osoby. Ludzie znają siebie nawzajem, są pomocni i nie stronią od zabawy. Bardzo dobrze mówią po angielsku, niemniej, niewielu z nich decyduje się na studia wyższe, zaś wiara w trolle i elfy jest tam gdzieniegdzie nadal żywa i traktowana całkiem na poważnie.

Przygody busa smarem pisane

Jak to już nieraz bywało, nasze auto lubi nam czasami spłatać figle. Tym razem zrobiło to dwukrotnie na poważnie. Za pierwszym razem w Patreksfjörđur byliśmy zmuszeni na wymiany łożyska w tylnym kole, zaś drugim razem w okolicach Borgarness zepsuła nam się pompa wody, co zmusiło nas do kilkudniowego przestoju. Na szczęście dzięki pomocy miejscowej Polonii i wielu ludzi z Polski którzy pomogli nam w tych krytycznych sytuacjach, wyszliśmy z kłopotów obronną ręką.

Nasz własny Interior

Środek Islandii to obszar w 100% dziki, pełen głazów, skał, trudnych do przebycia rzek czy lodowców. To miejsce, w które zapuszczają się tylko doświadczeni turyści z odpowiednim sprzętem. My mieliśmy okazję na krótką chwilę zboczyć nieco z trasy i wjechać na parę kilometrów w ten teren. Miejsca takie jak to skłaniają do przemyśleń. Sadzimy, że na Islandii oprócz cudownych widoków i niezapomnianych przeżyć mieliśmy okazję również na cos więcej, na podróż w głąb własnej duszy – do swego własnego interioru. Surowy majestat i piękno tamtego świata pozwala nam teraz niektóre rzeczy doceniać bardziej.


ISLANDIA - nad wodospadem Sellfoss


ISLANDIA - trekking po górach


ISLANDIA - widok na lodowiec w Parku Narodowym Skaftafell

Wszystkich zainteresowanych naszym projektem zapraszamy na fanpage na facebooku: www.facebook.com/wyprawybusempl

Członkowie wyprawybusem.pl