„Dzieci będą pamiętać Cię nie dzięki rzeczom materialnym,
które im zapewniłeś, ale dzięki uczuciom, którymi je obdarzyłeś”....
(Richard L. Evans)
W obecnych czasach tak dużo mówi się o wychowaniu, a tak naprawdę stają się to już pusto brzmiące słowa. Dlaczego?
Otóż wszechwładne działanie środków masowego przekazu: telewizji, Internetu, radia czy różnorodnej prasy, wciska do naszych głów, naszego umysłu miliony informacji, których nie potrafimy oceniać, które karmią nas nie zawsze stwierdzeniami prawdziwymi, a najczęściej fałszywymi, które obiecują nam spełnianie niewymyślnych nawet marzeń, a w rzeczywistości są tylko złudną fikcją.
Sytuacja na rynku pracy przyczynia się również do tego, że albo stajemy się niewolni-kami pracy zawodowej, albo sfrustrowanymi jej poszukiwaczami. Już dawno zatraciła się granica pomiędzy życiem prywatnym oraz wynikającymi z tego tytułu obowiązkami, a tym jak funkcjonujemy, aby mieć zatrudnienie, a co się z tym wiąże - i środki do życia.
Mamy rodziny, jesteśmy rodzicami, zatem staramy się robić wszystko, aby zapewnić naszym dzieciom godziwy byt. Czy jednak nie zapominamy o najważniejszym? O byciu z dziećmi, o rozmowie, o uczestniczeniu w ich troskach, radościach i problemach? Czy potrafimy jeszcze nazywać nasze wewnętrzne potrzeby i uczucia? Mówię o wewnętrznych, bo zewnętrzne staramy się zaspokajać jak najwystawniej – robimy wszystko, by nasze dzieci miały modne ubrania, telefony, komputery, gry…
A może właśnie w ten sposób spychamy na daleki plan odpowiedzialność za to, co jest naszym obowiązkiem? Jak zatem przygotowujemy nasze dzieci do przyszłego życia w społeczeństwie, do radzenia sobie w trudnych chwilach, do odpowiedzialności za siebie i innych?
Prawdą jest, że nikt z nas nie ma monopolu na wychowanie, a proces wychowywania jest długotrwały i uczestniczą w nim w równej mierze rodzice, nauczyciele oraz środowisko, w którym się wzrasta, a później może i pracuje i żyje. Dobre efekty osiągniemy tylko wtedy, gdy nasze działania będą wspólne, nie będą się wzajemnie wykluczać, nie będą to przeciwstawne metody, formy i działania. Ważną rzeczą jest również konsekwencja w tym, co robimy.
Po tym, zdawać by się mogło, zbyt długim wstępie, chcę wyrazić podziękowanie Rodzicom wychowanków klasy V Szkoły Podstawowej nr 3 im. Św. Maksymiliana Marii Kolbego w Chmielniku za właściwe podejście do wychowywania swoich dzieci oraz za systematyczny kontakt ze szkołą, jak też za aktywne angażowanie się jej działania.
Współpraca z tą grupą Rodziców trwa już półtora roku (od początku klasy IV) i z całą pewnością stwierdzam, że jest to dobra współpraca.
Takim bezpośrednim zaś powodem do wyrażenia pochwały było ostatnie spotkanie integracyjne: zespołu uczniowskiego, rodziców, wychowawcy, dyrektora szkoły oraz księdza katechety, które odbyło się w dniu 2 marca z racji podsumowania wiadomości o mitach.
Od wielu już lat poczynania dydaktyczno-wychowawcze staram się przygotowywać metodą projektu, w który bywają włączani uczestnicy oraz osoby zainteresowane. Każdy najmniejszy nawet wkład pracy w realizację danego przedsięwzięcia owocuje w dwójnasób.
Spotkanie miało charakter wieczoru mitologicznego, który zakończył się biwakiem aż następnego dnia. Zatytułowaliśmy je wspólnie z uczniami: Udawać Greka. Przygotowania były poprzedzone kilkumiesięczną pracą, która wiązała się z poznawaniem tekstów ze starożytności, próbą rozumienia, jak ludzie tłumaczyli sobie powstanie oraz funkcjonowanie otaczającego świata. W mitach zawarte są też marzenia człowieka o zmienianiu rzeczywistości, wydzieraniu przyrodzie tajemnic oraz objaśnianie zachodzących w niej zjawisk.
Praca uczniów nie była związana tylko z lekcjami języka polskiego i historii, lecz po-legała na systematycznym samokształceniu poprzez wykorzystanie dostępnych źródeł informacji: książek, encyklopedii, jak również wiadomości zawartych w Internecie. Uczniowie stworzyli sobie bogate portfolia (w podwójnej formie: papierowej i elektronicznej), które pozwoliły na gruntowne przygotowanie do podsumowującego spotkania.
Zadaniem uczniów było też przygotowanie odpowiednich strojów z epoki starożytnej (były to: peplosy, chlainy, chitony) oraz przekładów intersemiotycznych mitów w postaci komiksów i adaptacji teatralnych. Były to prace zbiorowe, które podsumowały dobrą organizację grupy w działaniach zespołowych.
Uczniowie przygotowali też odpowiednią dekorację przemieniając salę polonistyczną w krainę Olimpu, Hadesu i miejsc związanych z akcją rozgrywających się mitów.
Wiedza uczniów została sprawdzona poprzez testy. Rywalizowali ze sobą chłopcy i dziewczęta, zaś rodzice skrupulatnie sprawdzali odpowiedzi i przyznawali punkty.
Zarówno uczniowie, jak też nauczyciele i rodzice paradowali w strojach greckich. Spośród rodziców została wybrana para grecka: Zeus i Hera, która majestatycznie zasiadła na tronie znajdującym się na szczycie Olimpu.
Bogowie olimpijscy słynęli ze spożywania dającego nieśmiertelność napoju i pożywienia: nektaru i ambrozji, zatem na naszym spotkaniu nie zabrakło takich frykasów. Nektar przygotowali sobie sami uczniowie ćwicząc zarazem formę przepisu, zaś greckie (boskie) sałatki, ciasteczka oraz pączki, (bo był to tłusty czwartek), przyrządzili i przynieśli do szkoły Rodzice. Zaznaczam, że na spotkanie odważył się przybyć jeden Tatuś, który ponadto wziął udział w zajęciach teatralnych wraz z grupą wychowanków.
Rodzice uczestniczyli też w obradach, może nie greckiego, ale klasowego zgromadzenia wychowawczego, w ramach którego rozmawialiśmy - wspólnie z panią Dyrektor Bożeną Gwizdałą i księdzem Katechetą Mateuszem Olbrotem - na temat problemów zespołu klasowego. Nie zabrakło w czasie tych rozmów wymiany poglądów na zagadnienia aktualne, wskazówek dotyczących wchodzenia wychowanków w okres rozwojowej burzy i przekory oraz pochwał, których nie szczędziła pani Dyrektor zwracając głównie uwagę na temat aktywności zespołu klasowego oraz współpracę rodziców ze szkołą. Swoje pięć groszy wtrącił również ksiądz Katecheta, udzielając informacji o zagrożeniach czyhających na współczesną młodzież.
Rodzice późnym wieczorem opuścili mury szkoły, natomiast uczniowie z wychowawczynią pozostali na nocnym biwaku, na którym realizowane były jeszcze dodatkowe zadania. Najpierw były to godzinne podchody, na których nadal trzeba było się wykazać wiedzą mitologiczną – zadania przygotowały samodzielnie dwie uczennice.
Po krótkiej przerwie (umysłowej) został zorganizowany wieczór filmowy, w czasie którego, aż do północy oglądaliśmy film (wprawdzie z innej epoki, ale będzie to wkrótce omawiana lektura) W pustyni w puszczy.
Po północy można było spać, ale śpi się w domu. Nocne spotkanie w szkole w gronie kolegów i koleżanek daje możliwość do wielogodzinnych rozmów, gier i zagadek. Tak też był na naszym spotkaniu.
Nad ranem sen zmorzył „wytrwałych Greków”, ale o godzinie 6.15 następnego dnia musieli już wstawać, bo do przedszkola schodziły się przedszkolaki. Na śniadanie wystarczyło jeszcze pokarmu z uczty bogów, który sprawił, że uczniowie, wprawdzie osłabieni, ale zadowoleni uczestniczyli w lekcjach.
Cóż dodać na zakończenie? Nie było to pierwsze takie spotkanie, w którym uczestniczyli uczniowie wraz ze swymi rodzicami. Zarówno jedni, jak i drudzy doznali wielu, myślę, że pozytywnych, przeżyć. Dzieci były dumne z rodziców i odwrotnie, rodzice ze swoich córek i synów. Poświecony czas przeznaczony na wieczorne przyjście do szkoły pokazał dzieciom, że rodzice interesują się nimi, dbają o ich potrzeby. Przed samym przyjściem nie zabrakło w domach rozmów na tematy mitologiczne, ale również na temat organizacji i planowanego przebiegu klasowej imprezy.
Osobiście uważam, że nie był to czas zmarnowany, bo „takie” działania na pewno korzystnie wpływają na wzajemne relacje i są pozytywnym elementem w procesie wychowania.
Na podsumowanie przytaczam mądre pedagogiczne pouczenie:
„Czym dziecko żyje, tego się nauczy.
Jeśli dziecko żyje w atmosferze krytyki
– uczy się potępiać.
Jeśli dziecko doświadcza wrogości
– uczy się walczyć.
Jeśli dziecko musi znosić kpiny
– uczy się nieśmiałości.
Jeśli dziecko jest zawstydzone
– uczy się poczucia winy.
Jeśli dziecko żyje w atmosferze tolerancji
– uczy się być cierpliwym.
Jeśli dziecko żyje w atmosferze zachęty
– uczy się ufności.
Jeśli dziecko jest akceptowane i chwalone
– uczy się doceniać innych.
Jeśli dziecko żyje w atmosferze uczciwości
– uczy się sprawiedliwości.
Jeśli żyje w poczuciu bezpieczeństwa
– uczy się ufności.
Jeśli dziecko żyje w atmosferze aprobaty
– uczy się lubić siebie.
Jeśli dziecko żyje w atmosferze akceptacji
– uczy się tego, jak znaleźć miłość w świecie.”
Elżbieta Świerk